Maroko 2017b część 7 - ponownie pustynia - Merzuga

Cześć Wam Dziś Po Raz Drugi,

Dziś miałem dzień wolny od roweru i wybrałem się połazić i pozwiedzać kawałek Wielkiej Kuwety z Piaskiem dla miliarda miliardów kotów. Zresztą kotów w Maroku jest całe mnóstwo i mają się całkiem dobrze w przeciwieństwie do psów. Te boją się człowieka, jak diabeł święconej wody. Owszem poszczekają, nawet czasami pogonią za rowerzystą, Ale wystarczy zatrzymać swój wehikuł, schylić się i udać, że się rzuca czymś w stronę takiego szczekającego psa. Ten ucieka szybciej niż przybiegł żeby cię obszczekać. A koty? Koty łażą wszędzie. Zaglądają do kuchni, do garnków, łaszą się, miauczą w niewybredny sposób, dając jasny znak, że należy im się coś z pańskiego stołu. Al nie byle co. O nie! One są wybredne. One wybierają co możesz im podrzucić.

W kwietniu, jak byliśmy w Erfoud z Agatą, mieliśmy już zaklepaną i wstępnie opłaconą wycieczkę na camelach dokładnie na Erg Chebbi. Ale na szczęście z tego szczęścia ne skorzystaliśmy. Za to teraz, kiedy się tu znalazłem bynajmniej nie przypadkiem, stwierdziłem, że a co mi tam, sam sobie zafunduję taką wycieczkę.

Zapakowałem aparat, statyw, butlę z wodą, pod-dupnik, latarkę i ruszyłem na zachód Słońca. Wszyscy się tym zachwycają, więc stwierdziłem, że pójdę za trendem i spróbuję zachwycić się i ja.

Wdrapałem się na chyba najwyższą babkę piaskową jaka była dostępna i czekałem, czekałem, czekałem i znowu czekałem, czekałem i słuchałem, patrzyłem, obserwowałem, jak ludziska zapieprzają po tej piaskownicy kładami, motorkami, jak zostawiają śmietnik, jak ujeżdżają wielbłądy, jak ... płacą za cały ten pierdolnik. No i jak się zachwycają tym co widzą, co przeżywają. Ech, szkoda gadać. Zaliczyłem, nie płaciłem, nie polecam.

Milej było w 2015 w Mhamid. Wydmy mniejsze, ale spokojniej i ciszej. Tu w Marzuga i na Erg Chebbi - katastrofa. Nie polecam, nie jechać, nie dać się naciągnąć. Choć może są i tacy, co to lubią. Ja do nich nie należę. Jedyną fajną sprawą było to, że polazłem przez wioskę i pogadałem sobie z Tambylcami. Wypiłem kawkę, zjadłem ciasteczko i pomaszerowałem przez Piaskownicę do najwyższej piaskowej babki. Usiadłem na szczycie i k-o-n-t-e-m-p-l-o-w-a-ł-e-m.

Efekt mojej kontemplacji na najwyższej piaskowej babce: